Ewa & Andrzej | Dolina Cedronu

Pamiętam dzień, w którym Ewa napisała mi, że bardzo podoba jej się jak z polskiego światła potrafię wydobyć to kalifornijskie, ciepłe, delikatne i tak charakterystyczne dla tamtego rejonu. Po tej wiadomości, widać było, że Ewa zna się na rzeczy i wie czego i kogo szuka. A ja po raz kolejny momentalnie poczułam, że właśnie z takimi osobami jak ona, chcę pracować w ciemno!

I nie pomyliłam się. Z Ewą i Andrzejem spotkaliśmy się chyba 2 lata przed ich ślubem. Kiedy rozmawialiśmy o ich planach emanowali spokojem i luzem. Uwielbiam takie podejście! A kiedy przeszliśmy na temat tego jak się poznali i jak Andrzej poprosił Ewę o rękę, w powietrzu zapanowało podekscytowanie a ja poczułam, że otwierają przede mną bardzo ważną część swojego życia. Opowiadali, a ja słuchałam z uśmiechem na ustach i wypiekami na twarzy. Zakochanie, które przemienia się w prawdziwą miłość to piękna sprawa.

Rok przed ich ślubem spotkaliśmy się w Richmond w Wielkiej Brytanii na ich sesję narzeczeńską. Zazwyczaj przy robieniu zdjęć bardzo dużo mówię zza aparatu. Tym samym pary wiedzą co mają robić, daje im różne zadania co sprawia, że zapominają o tym, że jestem obok i robię im zdjęcia itd itd. Ale na tej sesji powiedziałam może dwa zdania. Miłość Ewy i Andrzeja jest jak magnes. Przyciaga ich do siebie i nie puszcza. Spojrzenia, dotyk, objęcia, pocałunki… to wszystko działo się na moich oczach a ja tylko to dokumentowałam. Przyjemność nie praca!

W czerwcu nadszedł ich wyczekany dzień. Piękna pogoda, piękna Dolina Cedronu i piękni Oni. Wiecie co jest w Ewie i Andrzeju cudowne? Niesamowicie mocno się szanują i stoją za sobą murem. Obserwować tego dnia ich miłość, wzajemną troskę i ten ogromny szacunek oraz ‘magnes’ było czymś nie do opisania. Co ciekawe kiedy goście składali im życzenia, słyszałam, że wiele osób właśnie tego im życzyło, żeby już zawsze pozostali względem siebie tacy jak dotychczas.
Towarzyszyłam im od samego rana aż do późnej nocy. I wiecie co? Na końcu w ogóle nie chciało mi się wracać do domu. To wesele było tak spokojne, na luzie, w pięknej scenerii, a na dodatek grał na nim najlepszy i mój ulubiony Robert Jastrzębski – Dj, który grał też na moim weselu! Na koniec zdarzyło się coś bardzo wzruszajacego… Marzena Korzonek zaśpiewała dla nich w ramach niespodzianki piękną piosenkę. Na wstępie dodała, że dotychczas śpiewała ją tylko swojemu mężowi. Chyba w tym momencie każdy kto był przy tym obecny musiał szukać chusteczek i wycierać łzy wzruszenia. Piękna niespodzianka.
Ewa i Andrzej wrócili już do Richmond jako mąż i żona. Zaczynają nowy, piękny rozdział w swoim życiu a ja nie mogłabym być z tego powodu bardziej szczęśliwa. Jest w sumie jeszcze jeden powód mojego szczęścia. Kalifornijskie światło, które udało nam się uchwycić w Dolinie Cedronu przy zachodzie słońca.
Suknia: Enzoani
Makijaż: Ula Wilgierz
Garnitur: Hugo Boss
Spinki: Burberry
Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *